sobota, 26 lutego 2011

Odszedł

Odszedł arcybiskup Józef Życiński - 10 lutego tego roku. Cieszę się, że dane mi było bodajże chociaż raz uczestniczyć w spotkaniu z nim w czasie studiów. O ile dobrze pamiętam było to jakieś spotkanie dotyczące poezji...mniejsza o to. Chyba częściej jednak widywałem go lub słyszałem w mediach. Zawsze lubiłem go słuchać. Jego spokojny, zrównoważony, stonowany głos potrafił przywracać pokój wśród rozmówców... Jakoś taki właśnie pokój się czuło, gdy mówił. Oczywiście można było się z nim nie zgadzać, ale zawsze można było dyskutować w atmosferze pokoju i pojednania - tak zawsze odbierałem jego sposób mówienia i wypowiadane treści. Myślę, że można go nazwać człowiekiem pokoju i pojednania, kimś takim, kto stara się łączyć a nie dzielić, i któremu zależy na porozumieniu - dialogu między ludźmi. On zawsze potrafił go prowadzić. Poza tym uważam go za niezwykle mądrego człowieka - mądrego tą mądrością nie tylko naukową, ale i życiową i mądrością Wiary. Myślę, że straciliśmy dobrego światłego człowieka, arcybiskupa, uczonego - filozofa i bioetyka. Straciliśmy go nie tylko jako Kościół, ale również jako naród. Żal mi bardzo, że więcej jego myśli nie usłyszę, poza tymi zapisanymi na papierze, lub taśmie...szkoda że odszedł. Naprawdę szkoda.

Wikipedia o Józefie Życińskim 

piątek, 25 lutego 2011

Ludzie na walizkach

"Ludzie na walizkach" - jest taki program w RELIGIA TV, jest też tytuł książki, obydwa jednego autorstwa - Szymona Hołowni. Przeczytałem książkę (pochłonąłem), czasem zdarza mi się obejrzeć program i kilka myśli mi się przez głowę przewija ciągle, prawie za kazdym razem, gdy go oglądam lub przypomnę sobie książkę. Po pierwsze, większość z nas t.j. zabieganych, zwykłych ludzi, zajętych dniem dzisiejszym, teraźniejszością w najpełniejszym wydaniu, nie zwraca uwagi na rzeczy najważniejsze: Boga, zdrowie, sens życia i pracy, "małe radości", czy jak kto woli przyjemności, miłość itd. Nie doceniamy wielu cennych rzeczy. Nie zwracamy uwagi najczęściej do czasu, kiedy Stwórca nie wetknie Bożego palca w nasze życie i nie zaingeruje w nie w jakiś sposób.
Po drugie, ludzie, którzy występują w tym programie, często mocno doświadczeni przez życie, Pana Boga, nie narzekają na to co ich spotkało i nie rozczulają się nad sobą. Nie znaczy to, że się wcale nie załamują, że nie przeżywają, lub przeżyli buntu - wręcz przeciwnie, to przecież ludzie. Ale często chyba wkładają wręcz nadludzki wysiłek, żeby sobie ze swoimi problemami poradzić. Z reguły są bardzo pogodni, pogodzeni ze sobą i z resztą świata, widzący sens, głęboki sens w tym, czym zostali doświadczeni i dość optymistyczni, pełni wiary, nie poddający się, wręcz - chciałoby się powiedzieć: optymiści.
Po trzecie jestem dla nich, dla tego jacy są i jak potrafią żyć pełen podziwu i szacunku.
Po czwarte, po przeczytaniu książki współczuję i nabieram jeszcze większego szacunku dla lekarzy z powołania, którzy stoją na codzień nie tylko przed problemami natury medycznej (jak ratować życie i zdrowie człowieka i jak to zrobić, by NFZ za to zapłacił), ale - coraz częściej - natury etycznej, czy bioetycznej. Chyba pierwszy raz czytałem o dylematach lekarzy będących na ich porządku dziennym, np. o tym jak czasem trudno jest stwierdzić śmierć człowieka. Oczywiście są określone procedury w trakcie orzekania o zgonie, ale okazuje się, że są wyjątkowe sytuacje, kiedy stwierdzić śmierć bywa niezwykle trudno - i tu pojawia się np. pytanie o to czy odłączać już aparaturę podtrzymujacą życie, czy nie. Dawniej - dajmy na to 100, czy 300 lat temu pewnie nie było tylu dylematów, ale wraz z rozwojem techniki i pogłębianiem wiedzy medycznej życie ludzkie może być nie tylko coraz dłużej podtrzymywane/wydłużane, ale również  ratowane od coraz wcześniejszych jego etapów (noworodki). I dobrze. Jednak wraz z przesuwaniem granic ratowania/wydłużania życia rodzą się medyczne dylematy. O tym między innymi pisze Hołownia w sowjej książce, do której wybrał kilka krótkich rozmów ze swoimi gośćmi. Lektura daje sporo do myślenia, przypomina, że na pozór proste rzeczy wcale takie nie są, ale również, że są ludzie, którzy nie poddają się życiu, którzy żyją wiarą, nadzieją, miłością, którzy potrafią widzieć i docenić w życiu rzeczy najważniejsze (o których my zapominamy), którzy są wzorem człowieka przez duże "c".
Cóż, tak na koniec chciałbym tylko polecić książkę (w zasadzie wszystkie jego książki) i program i...bloga Szymona Hołowni. Miło jest zanurzyć swój intelekt w jego tekstach.

wtorek, 22 lutego 2011

Rezerwat Jata

Rezerwat Jata - położony kilka km na zachód od Łukowa to najstarszy rezerwat przyrody w Polsce. Utworzony w 1933 roku chroni najdalej na północ wysunięte, naturalne stanowisko jodły posoplitej (Abies alba). Kto może, niech koniecznie wybierze się w to miejsce i zwiedzi je choć we fragmencie (jest ścieżka przyrodniczo-historyczna) - to niezapomniany widok: półnaturalny las, miejscami wyżynny bór jodłowy (na Niżu Polskim!) z pięknymi starodrzewami...a kto nie może teraz się tu wybrać, niech chociaż obejrzy fragment krótkiego filmu nakręconego przez leśniczego Grzegorza Ussa i Roberta Wysokińskiego. Jata warta jest obejrzenia o każdej porze roku - o każdej jest na co popatrzeć i za każdym razem wygląda inaczej. Wracając tu, nie można się znudzić jej widokiem, zapachem lasu, dźwiękami...
Zapraszam do obejrzenia filmu, który znajdziecie pod linkiem zamieszczonym poniżej:)

film o rezerwacie Jata

Oficjalna strona najstarszego rezerwatu przyrody w Polsce www.rezerwatjata.pl wraz ze sporą ilością zdjęć.

środa, 16 lutego 2011

Sprzęt - Yaesu FT 450

Dziś kilka słów o sprzęcie, który posiadam w swoim shack'u. Nie jest go zbyt dużo (nigdy za wiele :) ), ale w zasadzie jest wystarczający dla moich skromnych potrzeb. Jakoś tak się złożyło, że w jego skład wchodzi głównie sprzęt firmy Yaesu. Apropos zakupów. Każdy większy zakup byl przeze mnie przemyślany. Powinien być przemyślany przez każdego radioamatora, ponieważ sprzęt ten nie jest zwykłym RTV, lecz z freguły dość specjalistycznym, o wyśrubowanych, innych niż standardowe parametrach, no i oczywiście częstotliwościach pracy a więc nie produkowanych tak masowo, jak popularne urządzenia, które posiadamy w swoich domach. Często na forach pada pytanie od młodych adeptów sztuki radioamatorskiej: jaki sprzęt kupić? Podstawowymi radami, które mógłbym dać to pytania: czego potrzebujesz? czego będziesz wymagać od swoich urządzeń? Jak wielkie fundusze możesz na nie przeznaczyć? A może warto, żebyś zrobił sam swój pierwszy sprzęt? Zanim kupiłem swój sprzęt te właśnie pytania sobie zadałem, przemyślałem sprawę, rozważyłem za i przeciw, popytałem, poczytałem fora, pisma specjalistyczne (np. warto zajrzeć do "Świata radio") a nawet przejrzałem YouTube, aby popatrzeć na pracę urządzeń, które mnie interesowały.
Pierwszy, o którym chciałbym wspomnieć dzisiaj to transceiver Yaesu FT-450.Tutaj znajdziesz link do strony producenta z opisem funkcji i zdjęciem a także dokumentacją i oprogramowaniem do pobrania. Tak - oprogramowaniem, ponieważ współczesny sprzęt radioamatorski wymaga już oprogramowania do funkcjonowania.
Myślę, że to dobry sprzęt za rozsądną cenę. Dosyć nowoczesna konstrukcja z filtrami DSP (Digital Sound Processor) sprawia, że słuchanie fal krótkich na jego odbiorniku to poprostu poezja. Oczywiście istotna jest też antena (jak zawsze, niezaleznie od klasy sprzętu). Egzemplarz, który posiadam o ma wmontowaną, opcjonalną, automatyczną skrzynkę antenową (warto to zrobić). Duży, czytelny wyświetlacz bardzo ułatwia pracę zarówno w dzień jak i w nocy. Spory, lecz cichy wentylator z tyłu obudowy dobrze odprowadza ciepło - przy pracy mocą 100 W trochę się go wydzieli. Szkoda, że nie można go wyłączyć w trakcie słuchania. Mankamentem trx-a jest moim zdaniem wbudowany głośnik. Myślę, że niezbyt dobrze brzmi i na pewno lepiej podłączyć zewnętrzny (jest specjalne gniazdo). Transceiver pracuje w zakresie fal krótkich przeznaczonych dla radioamatorów i ultrakrótkich - w paśmie 6 m (50 MHz), wszystkimi emisjami. Pokrętło strojenia wydaje się na początku zbyt małe, ale po pewnym czasie można się przyzwyczaić. Inne pokrętła są rozmieszczone dość wygodnie. Może on pracować jako sprzęt przewoźny i stacjonarny. Do zasilania potrzebuje jednak wydajnego źródła prądu (ok 25-30 A przy pełnym wysterowaniu nadajnika). O pozostałych urządzeniach napiszę w innych postach.

niedziela, 6 lutego 2011

Początek

Witam wszystkich odwiedzających. Jeśli trafiłeś(aś) na tą stronę, to prawdopodobnie szukałeś jakichś informacji na temat krótkofalarstwa i mam nadzieję, że znajdziesz ich kilka. Nie będę tu ograniczał się jedynie do samego krótkofalarstwa, ale mam zamiar pisać o szeroko pojętym radiu i wszystkim co jest z nim związane. Znajdziesz tu również informacje dotyczące innych moich zainteresowań: od geografii, paleogeografii, krajoznawstwa, po fotografię. Tak to już jakoś jest, że wśród radioamatorów (z ang. zwanych "ham radio amateur") znajduje się cała rzesza ludzi o bardzo różnorodnych zainteresowaniach, ale również poglądach, wyznaniach, zawodach...wszakże wystarczy wspomnieć, ze wśród nas, krótkofalowców znajdziesz rolników, lekarzy, królów (tak, tak), nauczycieli (jak ja), górników, astronautów itd...Między innymi dzięki temu chyba radioamatorstwo nadal się rozwija i przyczynia do rozwoju innych dziedzin wiedzy, czy gospodarki, bo przecież np. telefonia komórkowa to tak naprawdę pomysł zaczerpnięty od radioamatorów :) Koniecznie też muszę wspomnieć, że dzięki radioamatorom wielu ludziom udało się uratować życie, ponieważ mamy przywilej a nawet obowiązek świadczyć pomoc w organizacji łączności w trakcie klęsk żywiołowych (np. w trakcie powodzi w 1997 roku bardzo często tylko dzięki krótkofalowcom mieszkającym na zalanych terenach istniała jakakolwiek łączność). Nie chciałbym tu przechwalać krótkofalarstwa jako takiego, czy krótkofalowców, bo to tylko ludzie, ale takie są fakty. Faktem jest również to, że to hobby jest wspaniałą okazją do poznawania ludzi z bardzo odległych zakątków świata, czy kraju. W odróżnieniu od poznawania ludzi przez Internet - nie jest się anonimowym, gdyż każdy krótkofalowiec ma swój znak, "tablicę rejestracyjną", pod którym kryje się jego (jej) imię, nazwisko, adres. Poza tym, w odróżnieniu od nawiązywania łączności (tak to roboczo nazwijmy) przez Internet, nawiązując łączność przez radio, nie używa się żadnych kabli, lecz fal elektromagnetycznych o określonych częstotliwościach, które potrafią odbijać się od jonosfery, czy Księżyca i przebyć długą drogę do korespondenta znajdującego się nawet na antypodach. Muszę powiedzieć, że jest w tym fakcie pewna nuta romantyczności - przynajmniej dla mnie.
Trzeba wreszcie powiedzieć, że krótkofalarstwo cały czas się rozwija. Wiem, ze niektórym kojarzy się ono tylko z kluczem telegraficznym i "titaniem" alfabetem Morse'a niezrozumiałym dla większości ludzi. Myślę, że dziś umiejętność odbioru i nadawania w tym alfabecie to prawdziwa sztuka, którą nie wszyscy młodsi radioamatorzy posiedli (w świetle dzisiejszych przepisów radioamator nie musi umieć nadawać i odbierać alfabetu Morse'a na słuch). Jednym z powodów jest fakt, ze krótkofalarstwo ulega coraz większej cyfryzacji, czyli zastępowaniu emisji analogowych cyfrowymi, do odbioru (i nadawania oczywiście) których potrzebny jest odpowiedni software i hardware.
Postaram się na łamach bloga podzielić wiedzą radioamatorską, którą udało mi się po siąść do tej pory a która może być przydatna w szczególności młodym adeptom tego pięknego hobby. Wydaje mi się to dość potrzebne. Sam pamiętam jakie były początki mojej przygody z krótkofalarstwem - powiedzmy, ze dość ciężkie ze względu na brak sprzętu, małą wiedzę i stosunkowo niewielką znajomość oraz dostęp do Kolegów krótkofalowców, którzy służą zawsze radą i pomocą za co dziękuję im w tym miejscu.
To pierwszy post na tym blogu, więc wybaczcie te nie do końca uporządkowane wynurzenia :)